Читать книгу 1793 онлайн
60 страница из 127
Blom opuszcza karczmę na chwiejnych nogach i znika w ciemnościach nocy. Stopniowo gasną kaganki, ostatni goście wstają od okrągłych dębowych beczek służących za stoły i wychodzą na ulicę. Kiedy robi się pusto, Gedda podchodzi do Cardella i kładzie mu rękę na ramieniu.
– Zatrudniłem cię tu po to, żebyś pilnował porządku, a nie rozlewał ludzką krew. Odstraszasz mi klientów. Przykro mi, ale więcej nie będę ci płacił.
Cardell budzi się późną nocą w swojej skromnej izbie. Brakuje mu powietrza, szumi mu w głowie i boli go ręka, której nie ma, chociaż jego zmysły wciąż nie chcą się pogodzić z jej utratą. Już drugi raz w ciągu tej samej doby ani wódka, ani bójka nie przyniosły mu ulgi.
ssss1
Nikt nie nazywa tej choroby suchotami, dopóki nie stanie się jasne, że poczyniła tak duże spustoszenia w organizmie, iż nie ma co liczyć na poprawę. Dopiero gdy cała nadzieja znika i śmierć staje się nieunikniona, ludzie zaczynają nazywać to schorzenie po imieniu.
Na początku pojawia się lekki kaszel, który utrzymuje się z tygodnia na tydzień. W jego przypadku zaczął się zeszłej wiosny. Jako dziecko też często miewał kaszel, ale nigdy nie było tak źle, żeby musiał przykładać do tego szczególną wagę. Potem, w ramach nocnego nasilenia, pojawiły się gorączka i pocenie, po których budził się na mokrej kołdrze zaplątany w wilgotne prześcieradło. Latem tłumił kaszel chusteczką, żeby nie zwracać na siebie uwagi. Pewnego czerwcowego dnia na haftowanym wzorku dostrzegł czerwoną plamę. Od tamtej pory coraz szybciej traci oddech i często chwyta go kolka w boku, jakby się zmęczył od biegania. Odnosi wrażenie, że w jego klatce piersiowej zadomowił się na stałe jakiś wielki ciężar, który zajmuje coraz więcej miejsca kosztem płuc i pozbawia go oddechu.