Читать книгу 1793 онлайн
69 страница из 127
Cardell mija żebraka, który siedzi na ulicy z powykręcanymi, wyciągniętymi przed siebie dłońmi; chce zdobyć w ten sposób sympatię przechodniów. Na targu rybnym postawiono drewnianego konia z ostrym grzbietem – klasyczne narzędzie tortur. Siedzi na nim okrakiem zapłakany mężczyzna z przywiązanymi do nóg ciężarkami. Sądząc po ubraniu, jest dorożkarzem. Przyłapano go na zawyżaniu taryfy. Przy pręgierzu stoi na wpół nagi mężczyzna, który jęczy na cały głos. Z nosa do ust ścieka mu strumyczek krwi.
Cardell chodzi między domami po przeciwnej stronie mostu. Rodziny, które tam mieszkają, tłoczą się w rozwalających się ruderach. Mają więcej powodów niż inni bać się nadchodzącej zimy, kiedy mróz wciska się do środka przez szczeliny w ścianach. Dotyczy to zwłaszcza przytułków dla biednych i bezdomnych, w których kulą się i trzęsą z zimna obnażone ludzkie ciała. Przy cmentarzach składane są zwłoki zmarłych, których dusza opuściła już ziemską powłokę.
Cardell idzie ulicą Riddaregatan aż do stoczni znajdujących się niedaleko gospody Terra Nova. Robotnicy wypełniają ubytki w podłożu piaskiem i drewnem, aby przygotować miejsce pod budowę doków i warsztatów. Potem skręca, odwraca się plecami do zatoki i rusza w głąb lądu. Zabudowa jest tam rzadsza, niedaleko stąd do granic miasta, a słona bryza ma więcej przestrzeni na to, aby przepędzić stamtąd smród docierający z centrum. Cardell podąża w górę ulicy do miejsca, gdzie koło lipowego zagajnika kończy się dawna posiadłość rodu Spensów. Na podwórzu między domami spotyka podstarzałą pokojówkę z miedzianą kanką. Zatrzymuje ją i tłumaczy, po co przyszedł.