Читать книгу 1793 онлайн
78 страница из 127
Pod Gogland zginęło tysiąc żołnierzy, dwa razy więcej Rosjan niż Szwedów. Kiedy zapadł zmierzch, po obu stronach linii frontu zapadła cisza, a rankiem Szwedzi zaczęli się wycofywać przez Helsinki, bo bez amunicji nie da się walczyć. Rosjanie ich nie ścigali. Szwedzi stracili w czasie bitwy jeden okręt, ale za to zdobyli rosyjskiego Władysława, który miał na pokładzie siedemdziesiąt cztery działa.
– Gdybyśmy wtedy wiedzieli to, co teraz, od razu byśmy go zatopili. Przez niego przegraliśmy wojnę. Na pokładzie okrętu panował tyfus, który zawlekliśmy do twierdzy Sveaborg. Zostałem tam przez całą zimę, podczas gdy flota wojenna wróciła do Karlskrony. Za pomocą siekier i łomów musieliśmy się przebijać przez gruby lód, żeby odblokować wejście do portu. Chorobę przywieźliśmy na okrętach do Szwecji. Tamtej zimy Sveaborg stał się przedsionkiem piekła. Wszędzie było pełno zmarłych i zarażonych, ludzie padali jak muchy. W szpitalnych łóżkach na terenie koszar leżało po pięć osób. Te na samym dole były oczywiście martwe. Wszystkie bez wyjątku. Ci, których los doświadczył najgorzej, zaczęli mieć wizje. Otwierali szeroko swoje nabiegłe krwią oczy i widzieli rzeczy, których nikt inny nie widział, a potem krzyczeli na cały głos. Byłem świadkiem, jak w czasie śnieżnej zawieruchy ludzie zrywali się nago ze szpitalnych łóżek i wybiegali na zewnątrz… później znajdowano ich w najdziwniejszych miejscach, przypominali martwe, zamarznięte posągi. Mnie los oszczędził i zaraza mnie nie dopadła. Latem wojna w Zatoce Fińskiej rozgorzała na nowo. Rosjanie zmasakrowali nas pod Svensksundem, pod Wyborgiem też nie mieliśmy szans. Mimo to mogę powiedzieć, że wojna mnie zaledwie musnęła… uszedłem z życiem przed gorączką, odłamkami i pociskami. W maju dziewięćdziesiątego roku dostaliśmy posiłki z Åbo, byłem jednym z tych, którzy mieli się zająć nowymi rekrutami. Przeniesiono mnie na Ingeborg, przybrzeżną fregatę. Znienawidziłem ją od pierwszej chwili. Af Chapman, który zaprojektował także ten okręt, w całym swoim życiu nie spędził na morzu ani jednego dnia. Był matematykiem i projektował okręty, które nie nadawały się dla ludzi. Ingeborg miała sto dwadzieścia stóp długości i kilkanaście dział na pokładzie. Wszystkie z wyjątkiem dwóch były dwunastofuntowe. Okręt przeciekał. Na kadłubie osiadła pleśń grubości ludzkiej dłoni. Była tak gęsta, że można ją było kroić nożem. W końcu połączyliśmy się z flotą przybrzeżną.