Читать книгу 1793 онлайн
81 страница из 127
Winge zgłębia opowieść Cardella i wypija resztę kawy. Cardell wyciera czoło rękawem kurtki.
– Co teraz? – pyta.
– Podam wam pewne imię i nazwisko, które przy odrobinie szczęścia może nas doprowadzić do jakiegoś punktu. Ja się zajmę materiałem, w który podczas swojej drogi na tamten świat był owinięty Karl Johan. Nie bardzo mi do niego pasuje. Wiecie, gdzie mieszkam. Wpadnijcie, gdy dowiecie się czegoś ważnego.
ssss1
Spotkanie z komisarzem dzielnicy, w której znajduje się kościół Mariacki, Cardell umawia za pośrednictwem Wingego. Komisarz czeka na Cardella na schodach prowadzących do wejścia. Z trudem utrzymuje równowagę, ma czkawkę i śmierdzi jak podłoga w karczmie. Jest przysadzisty, krępy i szeroki w barach. Nos ma krzywy i na pewno nie raz mu go złamano. Pod skórą widać popękane naczyńka krwionośne tworzące drobną siateczkę przypominającą igiełki.
– Henric Stubbe, do usług. Nazywają mnie Stubben.
Komisarz tłumi odruch wymiotny i wzrusza ramionami w geście usprawiedliwienia.
– Mickel Cardell, uniżony sługa. Dziękuję za trud, jaki sobie zadaliście.