Читать книгу Grzeszna i święta онлайн
17 страница из 42
– Czy chcesz mi o czymś powiedzieć? – zapytała, zatrzymując się.
– Nie, chodźmy lepiej na tę gorącą czekoladę.
– Bo czekolada to hormon szczęścia – zaśmiała się i objęła Marcina po przyjacielsku.
W kawiarni Wedla w Wilanowie jak zwykle panowała przyjazna atmosfera. Kelner przywitał Annę i Marcina już przy wejściu. Anna, nie konsultując decyzji z Marcinem, wbiegła po schodach na piętro, bo – jak twierdziła – stamtąd roztaczał się bajeczny widok na całą okolicę. Zajęła miejsce przy stoliku stojącym przy samym oknie. W takiej sytuacji Marcin nie miał innego wyjścia jak tylko usiąść w wyznaczonym miejscu.
– Zawsze będę musiał cię tak gonić? – zapytał, najwyraźniej był rozbawiony entuzjazmem Anny.
– Zawsze nie, tylko czasami. Dziś bardzo mi się spieszyło, bo mieliśmy zaplanować odwet na wandalach, którzy zniszczyli nam samochody.
– Gdybym wiedział, że dzięki nim poznam ciebie, Aniu, sam bym dużo wcześniej je porysował.