Читать книгу Pogrzebani онлайн
17 страница из 92
Konie coś w sobie miały.
Ludzie uwielbiali Annie, a jego kochali za to, że pozwalał im nią jeździć. Choć o tej porze roku interes szedł kiepsko, wciąż nachodziła ich dziwna chętka na przejażdżkę małym powozem. Nastolatków też, bo niektórzy woleli, żeby Annie zawiozła ich na randkę wieczorem, po ciemku. Cóż, rozczarowani całą resztą przeżywali najpiękniejsze chwile swojego życia.
Za to latem… Latem interes kręcił się na pełnych obrotach. Tworzyli zgraną parę.
Zabierał ją codziennie rano przed pójściem do pracy, nawet jeśli pracy akurat nie było. Chodził z nią nad morze i patrzył, jak się pasie na trawie. Ona wygrzewała się w słońcu, a on czytał gazetę, czasem nawet książkę. Robił tak z tego samego powodu, dla którego puste salony gier codziennie otwierały podwoje, dla którego nawet dla sześciu osób otwierano salon bingo.
Dotarł na miejsce i tylną bramą wszedł na teren warsztatu.
– Annie – wychrypiał zbyt cicho; po wczorajszym wieczorze trochę bolało go gardło. – Annie! – powtórzył głośniej i weselej.