Читать книгу Pogrzebani онлайн
19 страница из 92
I wszędzie śmieci z poprzedniego wieczoru. Niedopałki. Paragony. Guma do żucia. Utytłane oliwą wykałaczki. Sztuczne ognie, wypalone i wyrzucone.
Kręcące się po rynku skutery, opuchnięte twarze prowadzących je mężczyzn, wbite w ziemię oczy. Ludzie ci stali kiedyś na platformach wiertniczych, spoglądając na szalejące w dole czarne morze, albo przywozili do domów tysiące ton ryb rocznie. Uśmiechali się do leżących na plaży dziewcząt i chłopców, bo interes się kręcił, bo mieli silne ręce i silne, radosne serca.
Teraz chodzili ze spuszczonymi głowami. Prawie się do siebie nie odzywali. Połowa z nich nie pamiętała już, kim właściwie jest.
Mewy szybowały od dachu do dachu. Na ławkach siedziały pary w średnim wieku, głównie milczące. Pachniało kurzem, solą, skórą i tytoniem.
Zza anonimowych trzeszczących budynków otaczających rynek dochodziły dźwięki piosenki z brzęczących głośników. Kiedy muzyka dobiega z tak daleka, kiedy dudni w głębi jakiegoś podrzędnego pubu, nie można zrozumieć ani jednego słowa.