Читать книгу Pogrzebani онлайн
52 страница из 92
– Będę. – Alec wypił łyk piwa. George zwlekał z odejściem. – Dopiję to i pójdę.
George znowu westchnął.
– Nic mi nie będzie, naprawdę…
– Ale może…
– Dobranoc, George.
George zawahał się, westchnął po raz trzeci i wyszedł. Alec siedział przez chwilę przy stoliku, gapiąc się na szklankę, a potem szybko dopił piwo, podszedł do lady, oparł się o nią i rzucił:
– Whisky poproszę.
Barman skinął głową.
– Pojedynczą czy podwójną?
– Podwójną. – Czekając, aż barman naleje, Alec spojrzał w wiszące przed nim lustro.
Zamrugał, skrzywił się z bólu i sięgnął do kieszeni po paracetamol.
Odwrócił się. Nie mógł tu wysiedzieć, nie teraz. Spojrzał przez brudne okno na ogródek piwny z ozdobionym łańcuchami światełek płotem ze sztucznego bambusa.
Chciał odetchnąć świeżym powietrzem, musiał, nawet jeśli padało.
Musiał stąd uciec.
Kiedy wychodził, zadzwoniły dzwoneczki u drzwi. Dopiero po dłuższej chwili, po kilku małych łykach, zdał sobie sprawę, że nie jest sam.
* * *
Kobieta opierała się o drewniany słup ogrodzenia, pod markizą, która chroniła ją od deszczu. Była w ciemnoczerwonym swetrze w czarne kwieciste wzory, coś jak atramentowe kleksy. I w dżinsach wpuszczonych do kozaków. Wpatrywała się uważnie w ekran telefonu. Nie podniosła wzroku. Na pobliskim stoliku leżała teczka pełna jakichś dokumentów, mała, plastikowa, przygnieciona notebookiem i szklanką, żeby nie porwał ich wzmagający się wiatr. Na oparciu krzesła wisiała fioletowa kurtka.