Читать книгу Pogrzebani онлайн
53 страница из 92
Kobieta miała ciemne włosy skropione deszczem i częściowo tonące w bijącej z okna poświacie. Zagryzała wargę, zamyślona i najwyraźniej poruszona tym, co widziała na ekranie. Musiała dostać jakąś wiadomość, bo nagle wykrzywiła usta w uśmiechu. On też się uśmiechnął i wtedy na niego spojrzała.
Cholera. Odwrócił głowę i wbił wzrok w szklankę.
Wszedł do pubu i przystanął. Zerknął przez ramię.
Postawił szklankę na stoliku. Naciągnął kurtkę i ruszył do wyjścia.
* * *
Szedł dłuższą drogą, bulwarem. Za dużo wypił, zdawał sobie z tego sprawę. Musiał otrzeźwieć.
Szalała burza, mimo to salony gier były otwarte, nawet o tej porze, w taką pogodę.
Nieco bliżej brzegu, na parkingu przed ceglaną kawiarnią, dygotała na wietrze przyczepa kempingowa.
W środku paliło się światło, a przed drzwiami stał mężczyzna w kapturze.
Spojrzał na niego z twarzą mokrą od deszczu jak twarz Aleca i spotkali się wzrokiem.
Znieruchomieli na chwilę dziewięć metrów od siebie. Słychać było jedynie siekący drogę deszcz i skrzypienie rozkołysanego neonu. Naładowany elektrycznością świat stężał i zniknął.