Читать книгу Pogrzebani онлайн
60 страница из 92
Ostatecznie nadrobiła pięć minut i teraz była spóźniona tylko trzydzieści pięć, a nie czterdzieści, jak przedtem. Hura!
Na poboczu drogi stał radiowóz, dziewięć, dziesięć metrów od domu. Brama była otwarta, na pole prowadziły ślady opon.
Zaparkowała trochę dalej. Wysiadła, pociągnęła z termosu łyk kofeiny i szybko podeszła do bagażnika. Bezużyteczny telefon schowała do kieszeni spodni. Otworzyła klapę i podskakując, włożyła wodoszczelny kombinezon i kalosze. Na końcu wyjęła przybornik. Lupy, pojemniki na próbki, kleszcze, szczotka, igły i strzykawki, sztance biopsyjne, pudełko miętówek i skalpele. Skalpel miała przy sobie niemal zawsze. Albo nóż autopsyjny – w przypływie nastroju. Nigdy nie wiadomo, co kiedy może się przydać.
Szesnaście martwych koni z obciętymi głowami i ogonami. Każda głowa zagrzebana w ziemi, z jednym okiem w stronę słońca.
Przysłali jej wszystko, co mieli.
Trzasnęła pokrywą bagażnika.
Przed domem zobaczyła policjanta w koszuli z podwiniętymi rękawami. Drapał się w rękę, miał czerwoną wysypkę.