Читать книгу Pogrzebani онлайн
66 страница из 92
– Tę obcięto czymś ostrym – oznajmiła. – Ale… – Zawahała się. – Wieloma cięciami. Niewykluczone, że kilkoma narzędziami.
– Nożem? Siekierą? – wychrypiał Nichols. Z jego głosem było coś nie tak.
– Raczej piłą – odparła, przyglądając się końskiej szyi. – W laboratorium dowiemy się więcej.
Sądząc po ilości tłuszczu na karku, koń musiał sporo ważyć. Dotknęła skóry, zimnej i niemal zwiotczałej.
Wokół chrap widniały ślady zakrzepłej krwi. Zesztywnienie pośmiertne powoli mijało, a oczy zmętniały bardziej, niż należałoby się tego spodziewać w listopadzie. Rozkład postępował niezwykle szybko, lecz nie zauważyła zbyt dużej aktywności owadów. Na zewnątrz było ich więcej niż w ciele zwierzęcia. Zawsze to coś.
Rozwarła koniowi pysk – tylko trochę – i głowa zaciążyła jej w rękach. Zza zębów wystawał czubek języka. Sprawdziła dziąsła. Błona śluzowa była blada, po obu stronach. Obmacała węzły podżuchwowe, lecz nie były powiększone.
Wstała.
– Gdzie są ogony?
* * *
Przeszli do drugiego namiotu.
Alec patrzył na nią, kiedy szli, przesuwając latarkę, ilekroć skręcał. Światło zdradzało jego ruchy.